Zobacz w naszej bazie

Przewodnik lokalny

O bursztynce, cudzych genach i bolesnym poprawianiu urody

2014-12-01 15:00:05 (ost. akt: 2014-12-01 15:01:33)
Tę bursztynkę spotkałem w Samławkach

Tę bursztynkę spotkałem w Samławkach

Autor zdjęcia: Stanisław Czachorowski

Przygotowuję wystawę fotograficzno-opisową, dotyczącą zakończonych badań nad różnorodnością biologiczną upraw wierzby energetycznej. Będzie to bardzo nietypowa „publikacja”, mocno odbiegająca od dotychczasowych standardów.

Zamiast tradycyjnego tekstu będą plansze ze zdjęciami i krótkie opisy oraz linki (forma hipertekstu). W sumie nie ma w tym nic dziwnego – upowszechnianie wyników badań ciągle przybiera nowe formy a naukowcy poszukują coraz bardziej adekwatnych form komunikacji. Znajdą więc się na planszach ze zdjęciami także i QR kody, by z pomocą mobilnego internetu wykorzystać do objaśnień zewnętrzne zasoby informacji niczym „cudze geny” (rozszerzony fenotypy).

Bursztynowy ślimak


Przeglądając zdjęcia trafiłem na śliczną bursztynkę (na zdjęciu), spotkaną w Samławkach (gmina Kolno) w uprawie wierzby. Nie o bursztyn chodzi jak widać, ale o ślimaka. Nad wodami i na terenach podmokłych możemy spotkać ślimaka bursztynkę (Succinea sp.). Ślimak z delikatną muszlą bursztynowego koloru sam w sobie jest piękny. Ale niektóre mają przepięknie ubarwione czułki i do tego pulsujące. To co widzimy, to mieszkający w ślimaczym czułku pasożyt – przywra Leucochloridium macrostomum.

Oto kilkusekundowy film z bursztynką i przywrą w roli głównej.

Czułki z przywrami dodają niejako urody ślimakowi. Ale i w świecie ludzkim czego to kobiety dla urody nie zrobią (mężczyźni zresztą też): nakłuwają różne części ciała, wstawiają gliniane krążki w wargi (jak pewne afrykańskie plemię – Mursi), wycinają fragmenty ciała lub wszczepiają silikon tu i tam. Zdrowia to nie poprawia, ale urodę w mniemaniu właścicieli - nawet bardzo.

Przez przywrę da się zjeść


Ale wróćmy do przywry. To pasożyt, dla którego ślimak jest żywicielem pośrednim. W odpowiednim momencie rozwoju przywra wędruje do czułków ślimaka i zmienia jego zachowanie. Ślimaki wbrew swoim przyzwyczajeniom wychodzą na „widok” a przywra umiejscowiona w czułku zaczyna się ruszać. Pulsujący czułek ślimaka z przywrą w jakimś stopniu upodabnia się do larwy owada, co zwabia ptaki. Zjadają one albo same czułki albo całego ślimaka (ani jedno ani drugie dla ślimaka nie jest przyjemne ani pożądane). Przywra w ten sposób dostaje się do organizmu żywiciela ostatecznego i kończy swój rozwój. Ta ciekawa właściwość zmieniania (wpływania) na zachowanie swojego żywiciela była podstawą sformułowania hipotezy egoistycznego genu. Bo skoro pasożyty mogą modyfikować zachowanie żywiciela, aby robił to, co korzystne dla propagacji pasożyta, to może egoistyczne geny też nami sterują?

DNA, czyli śmieci


Podobnie zmieniają zachowania owadów pasożytnicze nitnikowce – nawet lądowe owady czują pociąg do wody (bo tam rozwijają się pasożyty). Analogicznie w naszym genomie miałyby być egoistyczne geny, sterujące naszym zachowaniem.
Drugim elementem teorii egoistycznego genu było odkrycie, że ludzkie DNA zawiera tylko niewiele sensownego DNA z zakodowanymi genami – reszta to śmieciowe DNA do niczego nie potrzebne. Tak się nam wydawało (teraz wiemy dużo więcej o „śmieciowym DNA” i jego roli). A skoro nie koduje żadnych genów, to zapewne są tam „pasożyty”, sterujące naszym zachowaniem. W zasadzie jesteśmy tylko opakowaniem dla genów. Hipoteza egoistycznego genu R. Dawkinsa przez kilka dziesięcioleci cieszyła się dużą popularnością. Po rozszyfrowaniu ludzkiego DNA teoria egoistycznego genu stała się mocno nieaktualna. Po pierwsze nie znaleziono owych hipotetycznych genomowych pasożytów. Po drugie śmieciowe DNA nie jest takim śmieciowym i zbędnym jak się wydawało. To rezerwuar do zmienności i rekombinacji oraz zasobnik z genami regulatorowymi. Teorię egoistycznych genów coraz bardziej zastępuje teoria hologenomu.

Genowe dogmaty legły w gruzach


W końcu okazało się, że bez cudzych genów nie jesteśmy w stanie żyć. Powoli dojrzewa paradygmat wspólnotowości. Najpierw odkryliśmy, że mamy więcej białek niż genów w naszym DNA. Dawny dogmat genetyczny „jeden gen = jedno białko” legł w gruzach, gdy poznaliśmy mechanizmy genetyczne u eukariontów. Pojawiły się w teoriach biologicznych introny i egzony oraz duża modyfikacja genów (rearanżacja fragmentów). Stąd więcej białek niż genów. Po drugie okazało się, że nasze własne geny i enzymy nie wystarczą nam do funkcjonowania i życia. W znakomity sposób korzystamy z potencjału genetycznego i enzymatycznego mikroorganizmów, żyjących w naszym organizmie. Liczbowo komórek bakteryjnych jest więcej w naszym organizmie niż naszych własnych. Ale ponieważ bakterie są dużo mniejsze niż komórki eukariotyczne, to jest ich (tych bakterii) w naszym organizmie tak około 1-1,5 kg. Niemniej do codziennego życia wykorzystujemy także „cudze geny”. Tak jak moje przygotowywane plansze będę wykorzystywały zewnętrzne zasoby informacji.

Bakteria: wróg czy przyjaciel?


Proste pojęcie zysku i straty nie bardzo ma zastosowanie w biologii. Bakteria i grzyb, to nie tylko pasożyt i wróg, a raczej symbiont i przyjaciel. Nawet medycyna przestała zwalczać zawzięcie „zarazki”. Teraz mówi się o probiotykach i właściwej „florze” bakteryjnej i grzybowej nie tylko w jelicie ale i na skórze. Nie jesteśmy sami i w tej wspólnotowości żyje się nam znacznie lepiej. To ogromna zmiana paradygmatu, a myślę że i ogromny wpływ na współczesną filozofię. Biologia naprawdę zmienia nasz świat. Także ten filozoficzny i duchowy.
W warstwie społecznej coraz bardziej przekonujemy się, że o jakości społeczeństwa nie decydują jednostki i supermani, a współpraca i jakość relacji między członkami społeczności. Odeszły więc do lamusa projekty naprawiania ludzkości poprzez eliminację „złych” genów w piecach krematoryjnych czy przez przymusową sterylizację niepełnosprawnych. Na szczęście teraz coraz bardziej kładziemy nacisk na umiejętność pracy zespołowej i jakość relacji społecznych. To one, w swoistej wspólnotowości, decydują o naszym sukcesie.

Współczując ślimakowi


Patrząc na ślimaka bursztynkę z pięknymi czułkami… współczujemy, myśląc o pasożycie gnieżdżącym się w jej ciele. Ale czy my ludzie, dla domniemanej urody, nie robimy równie szkodliwych dla zdrowia zabiegów? Możemy z politowaniem patrzeć na okaleczone kobiety Mursi, ale przecież w naszym nowoczesno-silikonowym świecie podobnie się zachowujemy. Nastolatki niszczące sobie cerę zbędnymi kosmetykami to tylko mały pikuś. Może chcemy być bardziej widoczni i podziwiani? Czego to kobiety nie wycierpią aby ładnie wyglądać… Jak taka przywra i bursztynka?
Na moich wystawowych planszach takimi przywrami będę QR kody. Daleko idące porównanie i analogia? Możliwe. Ale w kontekście ogólnej teorii systemów to nie tylko powierzchowną analogia.
Stanisław Czachorowski
Autor jest biologiem, entomologiem i hydrobiologiem, doktorem habilitowanym, profesorem na Wydziale Biologii i Biotechnologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie


Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

Zobacz również