Gdy wychodzę do pracy - one kwitną nadal, coraz liczniejsze. Ale gdy wracam, już ich nie widać. Następnego poranka ponownie się ujawniają. W południe się kulą i skrywają.
Dzisiaj rano poszedłem im zrobić zdjęcie. Bo piękno ich jest ulotne, chcę ocalić je we wspomnieniach i utrwalić obrazem, by wracać myślami. Trwa kilka dni i nie wiem kiedy się skończy. Dopiero, gdy podszedłem bliżej to zauważyłem, że są kwiatami obrócone ku Słońcu. Skąpane w porannej rosie grzeją się w promieniach. Widoczne w całej krasie dla owadów zapylających. Ktoś ma tu więc śniadanie nektarowo-pyłkowe.
Moje poranne maki korzystają z okazji. Kiedyś była tu ładna dolina Łyny, w której planowano urządzić park. Nawet ma już nazwę: Park im. Janusza Korczaka. Ale systematycznie fragmenty planowanego parku znikają pod różnymi inwestycjami. W ubiegłym roku nawieźli gruzu i ziemi budowlanej z piaskiem i gliną. Podobno będzie tu myjnia samochodowa i parking. Walec wyrównał i nasypisko pozostało, powoli osiadając na torfowym podłożu. I z tej krótkiej okazji korzystają rośliny. Rosną tam, gdzie ich nikt nie posiał. Gatunki wczesnosukcesyjne, ekologiczni oportuniści i generaliści (wiem, że brzydkie słowo, ale oportunista w sensie ekologicznym też coś innego znaczy niż myślimy - generalista to nie od generała). Gdzieś obok pojawiają się kolejne sterty gruzu, a one rosną. Ulotna chwila. Maki z tego korzystają. Może zdążą nawet wydać nasiona, by kolejne pokolenie szukało okazji na wzrost i rozwój?
Moje śniadaniowe maki korzystają z każdej okazji, codziennie od kilku dni, z porannego słońca. I z chwili, gdy nie jeżdżą spychacze oraz ciężarówki. Dają chwilowe piękno. Można się od nich uczyć cieszenia się chwilą i łapania każdej okazji. By czynić piękno i cieszyć się pięknem. Nawet, gdy wiadomo, iż koniec jest bliski. Kiedyś ten nieszczęsny parking w końcu przecież powstanie...
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez