Zobacz w naszej bazie
  • Kociołek

    Jezioro Kociołek

    Małe, bardzo głębokie, leszczowe jezioro położone około 5 km na zachód od Mrągowa, na północ od Marcinkowa. brzegi wysokie,...

Przewodnik lokalny

Motylem jestem, czyli oko w oko z rusałką ceik

2015-07-29 12:01:12 (ost. akt: 2015-07-29 12:16:02)
Róże w motylarni

Róże w motylarni

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

Na kwiatku naprzeciwko siedzi rusałka ceik, jeden z naszych rodzimych motyli dziennych, o postrzępionych, nakrapianych skrzydełkach w kolorze brązu. Siada mi na ramieniu. Motylarnia to jej dom.

Marcinkowo, wieś pod Mrągowem przy ruchliwej szesnastce. Domy ustawione w charakterystycznej dla Mazur ulicówce. W sąsiedztwie stary park, a niedaleko jeziora Dzwon i Kociołek. Mimo tak urokliwych miejsc w Marcinkowie zatrzymuje się niewiele osób, bo turyści spieszą latem w kierunku Wielkich Jezior Mazurskich. Nie wiedzą, co tracą.
Przyjechałem tutaj, żeby obejrzeć ogrody tematyczne i motylarnię, których właścicielką jest Magdalena Markiewicz. Człowiek przechodzi przez furtkę, niczym Alicja na drugą stronę lustra i nagle staje oko w oko z zaczarowanym ogrodem. A ściślej mówiąc z czternastoma ogrodami tematycznymi, każdy o innym charakterze.

U wejścia wita mnie pani Magda, prezes utworzonej w 2013 roku Fundacji Inkubator Kreatywności . Za nią widać planszę z kolorowym motylem. Stajesz na jej tle i nagle wyrastają ci skrzydła.
– Cóż mogę powiedzieć o sobie? – zastanawia się sympatyczna brunetka w okularach. – Urodziłam się tutaj, w Marcinkowie i tu po latach wróciłam, żeby zrealizować swoje marzenia. Posiadam ogrody i motylarnię, ale jest tu nas kobiet z pomysłami więcej. Jola Hellis, też rodem z Marcinkowa, utworzyła Regionalną Izbę Mazurską, Wiesia Podgórna ma pomysł na „Skibkę chleba”. Naszą ambicją jest, żeby to wiejskie Marcinkowo nie było jedną z wielu wiosek o tej nazwie w Polsce, lecz by kojarzyło się z atrakcyjnym, ciepłym miejscem, taką małą ojczyzną w tej części Mazur.

Powrót do ogrodu


Rodzice pani Magdy mieli kiedyś w Marcinkowie ogród, w którym jako dziecko spędzała wiele godzin. To był jej mały świat, gdzie mogła obserwować rośliny i owady. I kiedy po latach skończyła ekonomię, a następnie architekturę krajobrazu, postanowiła, że z tamtego starego ogrodu uczyni przyrodniczą perełkę. Inspiracją były dla niej, wtedy studentki, wycieczki, m.in. do ogrodów tematycznych Hortulus w Dobrzycy. Coś takiego postanowiła utworzyć w Marcinkowie, gdzie poznawała świat przyrody.
– Kiedy na naradzie rodzinnej Magda przedstawiła swój pomysł na zagospodarowanie tego miejsca, poparłam ją gorąco! – wspomina Stanisława Chotkiewicz, matka Magdy, która w ogrodach zajmuje się sadzonkami. – Natomiast ani jej mąż, ani mój zbytnio nie wierzyli w powodzenie tego zamierzenia. Ale w końcu ich przekonała.

Najpierw wkroczył tu ciężki sprzęt, żeby przygotować teren, potem nawieziono ziemię, następnie sprowadzono sadzonki drzewek i krzewów oraz nasiona kwiatów. Jednymi z pierwszych drzew, jakie się pojawiły w Marcinkowie, były czerwone buki ze szkółki leśnej z Wielbarka.
Każdy z ogrodów został szczegółowo zaprojektowany. Magda Markiewicz prowadzi mnie ścieżką obsadzoną po bokach wrzosami. Po drodze mijamy rajską jabłoń, strzeliste trawy i miłorząb.
– Drzewo rodem z Chin, które nie może zdecydować się, czy jest iglakiem, czy rośliną liściastą – śmieje się właścicielka ogrodów.
Oto ogród japoński, ściśle związany z naturą, z charakterystyczną dla Kraju Kwitnącej Wiśni małą architekturą i roślinami. Wśród nich miniaturowe drzewa bonsai: sosny, jałowce, cisy, wiązy drobnoliste.
Dalej ogród w stylu angielskim, ulubiony przez panię Magdę, też swoim klimatem nawiązujący do natury. A obok ogród śródziemnomorski oraz biały, gdzie królują kwiaty tego koloru. Dalej ogród dla zakochanych, z czerwonymi różami, w tym gatunku Leonardo da Vinci. I meksykański, z trytomami groniastymi o egzotycznym wyglądzie, opuncjami i złotolistymi katalpami. A wszystko to szczegółowo opisane na tablicach poglądowych. Na innych są np. bajki i legendy mazurskie czy wiedza o babach pruskich z pigułce.

Niedługo powstanie kolejny, piętnasty już ogród tematyczny: marokański, synonim tajemniczości, z mozaiką w stylu arabskim.
– Ktoś tu zapyta, a po co te egzotyczne ogrody, obce dla naszych Mazur? – mówi Magdalena Markiewicz. – Dla celów dydaktycznych, bo przecież nie każdego stać, by pojechać do Japonii, żeby zobaczyć, jak one wyglądają. A poza tym, jak te rośliny się przyjęły i pięknie rosną, to niech ten krajobraz urozmaicają. Taka bioróżnorodność.

Wspaniały morfo i bielinki


Tam gdzie są ogrody, żyją również owady, które zapylają rośliny i szukają pokarmu. Jedne, jak ważki, wylęgają się w oczku wodnym, inne jak motyle, unoszą się nad kawałkiem dzikiej łąki sąsiadującej z ogrodami, którą specjalnie dla nich tu pozostawiono. Z pokrzywami, rumiankami, słonecznikami. Tam również szukają pożywienia, a ponadto składają jaja, które przenoszone są przez ludzi do motylarni, gdzie nim staną się motylami, przechodzą różne fazy przeobrażenia. Motylarnia to duża, osłonięta cienką siatką woliera w kształcie prostokąta. Wewnątrz rosną różnorodne kwiaty. W sąsiedztwie wznosi się hotel dla motyli w postaci budek, gdzie mogą się ukryć, jeśli uważają, że są zagrożone albo w nich przenocować. Budki są pomalowane w różne, wabiące motyle kolory. Motylarnia to miejsce edukacji, na przykład podczas warsztatów dla dzieci.
– Powstała w roku ubiegłym, za pieniądze rodzinne — opowiada jej historię pani Magda. – Swoją bogatą wiedzą o motylach podzielił się ze mną profesor Stanisław Czacharowski z Katedry Ekologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Warmińsko- Mazurskiego, znawca życia owadów. Ja wszędzie szukam takich bratnich dusz jak on.
W motylarni w Marcinkowie można obejrzeć kilka gatunków motyli, nie wszystkie w tym samym czasie, bo motyle żyją krótko, od dwóch do trzech tygodni (najdłużej z polskich gatunków, około miesiąca, latolistek cytrynek), bywają tu przejściowo. Wśród tych gatunków można spotkać np. zmrocznika wilczomlecza, strzępka ruczajnika, pazia królowej, rusałkę admirała, rusałkę ceika. Najwięcej aktualnie sobie fruwa w motylarni w Marcinkowie bielinków kapustników.

Na próbę prowadzono tu również motyle egzotyczne, dwa morfo z Wenezueli, mające skrzydełka o rozpiętości do 15 centymetrów. Niestety, ktoś je sobie przywłaszczył.
Niektóre gatunki motyli składają jajeczka tutaj, jajeczka innych sprowadzane są z zewnątrz, na przykład z Anglii czy też Hiszpanii. W różnych stadiach rozwoju motyle są dokarmiane. Ulubiony pokarm gąsienic to pokrzywa, natka marchewki, rdest. Motyle gustują z kolei w roślinach nektarodajnych czy też jeżówkach. Kiedy nadchodzą zimne dni, jedne z motyli migrują, inne zostają. Zimą specjalnie usypuje się w ogrodach sterty liści, by ją przetrwały, w postaci jaja, gąsienicy, poczwarki, czy osobnika dorosłego, jak rusałka pawik.

Festiwal z motylami w tle


– Motyle to kolibry naszych łąk – mówi Magdalena Markiewicz. – Ale jest ich coraz mniej, bo i łąki nie są tak bogate w kwiaty jak kiedyś. W miastach niewiele jest kwietników, klombów. Ledwie w górę wystrzeli trawa, a w niej chwasty (stół z wyżerką dla motyli), już są strzyżone. Człowiek zajmuje im przestrzenie, znikają z krajobrazu wsi i miast. Chcemy rozbudować motylarnię, żeby było ich tu więcej.
Jeśli chodzi o wspomniane inwestycje, pani Magda nie korzysta z żadnych dotacji, ale wspólnie z koleżankami korzysta z nich przy organizowaniu różnych imprez. Do największych organizowanych w Marcinkowie należy Święto Róży, ostatnie 4 lipca. W tym dniu kwitnące róże „pozują” malarzom i fotografom przyrody, piszą o nich wiersze poeci, króluje muzyka i śpiew. Inne wydarzenie odbywa się pod hasłem „Zamiast laptopa, wspólna sobota”. Ma ono miejsce zarówno w ogrodach, jak i w Regionalnej Izbie Mazurskiej, a wkrótce dołączy do tego firma pod nazwą „Skibka chleba” Wiesi Podgórnej. Przekrój wiekowy uczestników tych wydarzeń, gdzie ludzie nie tylko się bawią, ale i uczą, jest szeroki: od przedszkolaków, poprzez uczniów szkół do studentów Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Są i zwykli mieszkańcy Marcinkowa i okolic, odczuwający potrzebę relaksu, zdobycia wiedzy.
–Jest tu jeszcze wiele miejsca do zagospodarowania! – pokazuje pani Magda teren. – Nam, zrzeszonym w Fundacji Inkubator Kreatywności, marzy się utworzenie Ekomuzeum i folder, w którym znajdą się między innymi fotografie miejscowej przyrody, architektury i opis dokonań mieszkańców Marcionkowa. Zachęcamy, by takie zdjęcia nam przysyłali. A w tym miejscu stanie kiedyś amfiteatr, gdzie będą mogli prezentować swoje utwory literaci i wykonawcy poezji śpiewanej – podsumowuje pani Magda, która sama pisze wiersze i pięknie maluje kwiaty. – A może zorganizujemy kiedyś festiwal piosenki dla wszystkich, pod hasłem „Motylem jestem”?
Władysław Katarzyński



Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

Zobacz również