Żółw z czerwoną twarzą, czyli niechciany gość z Ameryki w Drwęcy

2016-11-22 10:22:34 (ost. akt: 2017-05-23 12:22:03)
Żółw z czerwoną twarzą, czyli niechciany gość z Ameryki w Drwęcy

Autor zdjęcia: Elżbieta Gordon‎ (źródło: grupa Przyrodnicy, Facebook)

Żółw czerwonolicy w Drwęcy czyli do czego jest potrzebna wiedza przyrodnicza


Nawet humaniści i artyści powinni mieć podstawową wiedzę przyrodniczą. Mam na myśli zarówno wiedzę techniczną, informatyczną, jak i biologiczną. Wiedza (nie tylko przyrodnicza) potrzebna jest po to, żeby rozumieć to, co się widzi, wiedzieć, skąd się bierze dane zjawisko i z czym się wiąże oraz jakie należy podejmować działania.

Za przykład niech posłuży załączone zdjęcie, przedstawiające żółwia wodnego. Teoretycznie u nas występują. Każdy słyszał o żółwiu błotnym, naszym rodzimym gatunku i o tym, że jest chroniony, bo zagrożony wyginięciem. Załączone zdjęcie zrobiono w czasie spływu kajakowego. Autorka miała podstawową wiedzę przyrodniczą dlatego zamieściła zdjęcie z zapytaniem „Czy to jest żółw błotny? Wygląda nieco inaczej i nie jestem pewna. Zdjęcie zrobiłam jak płynęłam kajakiem na Drwęcy”. Wątpliwość uzasadniona, bo to akurat żółw czerwonolicy. Całkiem nie nasz. Skąd się wziął w Drwęcy i co z tej obserwacji wynika?

W Polsce i Europie gatunek ten nie występował w dzikiej przyrodzie. Jego naturalnym obszarem występowania jest Ameryka Północna i Środkowa po północny zachód Ameryki Południowej. W Polsce od dawna hodowany jest jako zwierzę akwariowe (domowe). Ale żółwie żyją długo i czasem się znudzą domowemu hodowcy. A ten z litości i w dobrej wierze… wypuszcza je do środowiska. Niech sobie żyje.

Luki w wiedzy przyrodniczej skutkują obecnością gatunków inwazyjnych (obcych). Co złego z faktu wypuszczenia gatunku na wolność? Gdyby ktoś wypuścił w Ameryce, nie byłoby problemu. Ale ten żółw czerwonolicy ze względu na zdolności aklimatyzacyjne staje się gatunkiem inwazyjnym, który może stanowić konkurencję dla rodzimego żółwia błotnego (Emys orbicularis). Niby humanitarne działania przynoszą skutki negatywne dla naszej przyrody. Dobrymi intencjami piekło jest wybrukowane - jeśli towarzyszy temu ignorancja. Bo w skali globalnej może ubyć jeden gatunek. W ekosystemie żółw czerwony będzie pełnił taką sama rolę, jak nasz żółw błotny, ale w skali globalnej zmniejszy się różnorodność biologiczna.

Innym przykładem może być pijawka lekarska (Hirudo medicinalis). Nasz rodzimy gatunek od stuleci wykorzystywany w medycynie ludowej. Na skutek eksploatacji wyginął w niektórych miejscach, a w innych został wprowadzony przez człowieka (stanowiska antropogeniczne). Niemniej nasza pijawka lekarska ze względu na zagrożenie została objęta ochroną (od 1995 roku). W Czerwonej Księdze IUCN została wpisana w kategorii NT. W polskiej Czerwonej księdze zwierząt została zaliczona do kategorii VU (gatunki wysokiego ryzyka, narażone na wyginięcie). Ale moda na hydroterapię wróciła. Gatunek chroniony nie może być wykorzystywany w handlu, zatem wykorzystywana przez hirodoterapeutów jest bardziej egzotyczna Hirudo orientalis. Teoretycznie hirudoterapeuci powinni wszystkie pijawki po wykorzystaniu zabijać. Chyba się tak nie dzieje, bo w warunkach naturalnych w Polsce znajdują się już osobniki Hirudo orientalis. W rezultacie nasza pijawka lekarska jest zagrożona jeszcze bardziej. Pojawia się konkurent.

Znajomość zasad ekosystemowych w życiu codziennym jest tak samo ważna, jak umiejętność obsługi komputera. Brak wiedzy może przynosić szkody nie tylko indywidualne, ale i w skali regionalnej czy nawet globalnej.
Stanisław Czachorowski
Autor jest biologiem, entomologiem i hydrobiologiem, doktorem habilitowanym, profesorem na Wydziale Biologii i Biotechnologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie


Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

Zobacz również