O obcych w przyrodzie i kulturze

2014-12-17 11:46:02 (ost. akt: 2014-12-17 11:41:40)
Okratek australijski

Okratek australijski

Autor zdjęcia: Stanisław Czachorowski

Pociąga mnie poszukiwanie podobieństw między kulturą a przyrodą. W konwencji ogólnej teorii systemów poszukuję głębszych podobieństw, a nie tylko powierzchownych analogii czy zgrabnych alegorii.

Czy w ewolucji biologicznej i ewolucji kulturowej działają podobne prawidłowości? Czy model ekosystemu może być inspirujący dla innych dziedzin nauki?

Obcy w kulturze i przyrodzie podobne wywołują reakcje. Czasem przynoszą ożywcze idee, wzbogacają i rozwijają naszą kulturę (lub ekosystemy), czasem doprowadzają do wymieniania rodzimych gatunków i niszczenia lokalnej kultury. Jak zatem patrzeć na obcych? Pamiętając, że raz to my jesteśmy goszczącymi turystów tubylcami, a innym razem to my jesteśmy przyjezdnymi i obcymi.

Grzyb jak ośmiornica


W podróży spotykamy ludzi i … różne gatunki wirusów, bakterii, roślin, grzybów i zwierząt. Nie zawsze te spotkania są dla nas radosne i nie zawsze okazjonalne i krótkotrwale. W zamierzony lub niezamierzony sposób przenosimy gatunki z jednego miejsca na drugie. Ostatnio w naszym kraju pojawił się niezwykle wyglądający grzyb - okratek australijski. Niezbyt przyjemnie pachnie – co jest cechą charakterystyczną dla sromotników (np. sromotnik bezwstydny) – i wygląda jak czerwona, mała ośmiornica, leżąca w trawie. Do Europy grzyb ten trafił w formie zarodników na butach australijskich żołnierzy, którzy przybyli na front pierwszej wojny światowej. Od stu lat powoli rozprzestrzenia się po Europie. Na razie chyba nie szkodzi.

Biedronka też nie nasza


Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że ponad 30% gatunków roślin, które widzimy wokół siebie, to przybysze. Dawniej o wiele śmielej przenosiliśmy gatunki z jednego kontynentu na drugi. Mamy przecież ziemniaki, pomidory, kukurydzę. Ale niechcący przewozimy choroby, szkodniki czy chwasty, z którymi potem zmagamy się przez wiele lat. Takie przypadki uczą nas ostrożności w stosunku do obcych. Dawnych przybyszów już zaakceptowaliśmy, wrośli w nasz krajobraz kulturowy, nowi migranci często nas przerażają. Tak jak stonka ziemniaczana, stonka kukurydziana, biedronka azjatycka, nawłoć kanadyjska, barszcz sosnowskiego i setki innych inwazyjnych gatunków obcych. Za sprawą przybyszów giną nasze rodzime gatunki, takie jak rak szlachetny czy poczciwa biedronka siedmiokropka. Boimy się więc o swoją, unikalną i niepowtarzalną bioróżnorodność.

Malarii nie chcemy


W krajobrazie polodowcowym Warmii i Mazur praktycznie wszyscy są przybyszami. Najpierw zasiedlając uwolnione od lodu tereny (tundra, torfowiska), potem gatunki lasów mieszanych i jezior. W jakims sensie człowiek przyczynił się do zwiększenia tempa dyspersji i rekolonizacji oraz rozszerzenia zakresu dopływających gatunków. Antropochoria byłaby więc szczególnym przypadkiem zoochorii. Integracja obecna w ramach Unii Europejskiej i otwarcie się na śwat także zaskutkowało liczniejszymi i dalszymi podrózami w obie strony. Stalismy się nmiej izolowani kulturowo.
Nie każdy przybysz zapowiada coś dobrego. Czasem zwiastuje problemy. Już zapomnieliśmy, że byliśmy krajem malarycznym. Szczęśliwie udało się nam całkowicie pozbyć zarodźca malarii z naszego kraju. Ale z podróży zagranicznych niektórzy wracają chorzy na malarię. Mamy w kraju kilka gatunków komarów, które mogą być roznosicielem tej choroby. Wystarczy spotkanie z chorym… by na trwałe ponownie przenieść zarodźca do naszych ekosystemów.

Powrót emigrantów


Migracje w przyrodzie są czymś naturalnym, tak jak wymieranie gatunków. Podobnie jest w kulturze. Ciągle docierają do nas nowi ludzie, nowi przybysze. Przynoszą nowe trendy i nowe mody. Wzbogacają, zmieniają, a czasem… niszczą lokalną kulturę. Sceptycznie i wrogo odnosimy się do „nowych”, czego przykładem jest „warszafka” (pogardliwie o przyjezdnych z wielkich miast, niekoniecznie z Warszawy). A może to my, z obawy o swoje wpływy i zasiedziane stanowiska, witamy "obcych" wieloletnią niechęcią? Tak jak w stosunku do licznej grupy artystów z okolic Jonkowa, traktowanych jako „aliantów”. Niektórzy wracają po latach zagranicznych wojaży, tak jak Warmiak Edward Cyfus. Swój i obcy zarazem. Inni przyjeżdżają z daleka, po raz pierwszy, tak jak Ślązaczka Eleonora Toś z Kaflarni Warmińskiej, czy Rafał Mikułowski, który osiadł pod Jezioranami.

Obcy nie znaczy zły


Przykładów jest bardzo dużo, w tym ludzi wolnych zawodów, zamożnych, którzy szukają inspirującego spokoju do twórczości i pracy. Wielu warszawiaków kupuje o nas domy letniskowe, bywają więc okazjonalnie. Inni przenoszą się na stałe, przywożąc nowe pomysły na życie. Od lat widoczny jest Krzysztof Worobiec, angażując się w ochronę dóbr kultury jak i ochronę przyrody. Ostatnio poznałem niezwykłych artystów ze Szczerzbowa. Ktoś inny kupił Młyn Klekotki, zamieniając go w niezwykle urokliwe miejsce. Przybywa oryginalnych hoteli, pensjonatów, SPA, lokali gastronomicznych, do których klienci przyjeżdżają z daleka (tak jak do Oberży Pod Psem w Kadzidłowie). Bać się obcych? Izolować? W zasadzie jesteśmy regionem niedawnych przybyszów. Jeszcześmy się na dobre nie zakorzenili, nie zintegrowali, a już dociera do nas zupełnie nowa fala. Osiedlają się ludzie z dalekich miast a nawet krajów. Czasem wrastają w społeczności lokalne a czasem dość długo żyją w izolacji i niejako w odosobnieniu. Są tuż obok a zarazem bardzo daleko. Jesteśmy regionem wyludniającym się, bez pracy i przyszłości, z częstym marazmem w małych wioskach i miasteczkach. Nic tylko pić tanie wino lub emigrować za chlebem. Ale to właśnie ci nowi bardzo często są zaczynem zmian i nowej energii. Po prostu nie wiedzą jeszcze, że nic się nie da… i pełni zapału zmieniają najbliższe otoczenie, na inne. Być może są ożywczą solą ziemi. W krainie tysiąca jezior, sysydlaczków i cittaslow tworzy się coś nowego. Coraz więcej ludzi poszukujących wolnego życia i nowego sposobu na życie przyjeżdża do nas, tak jak kiedyś w Bieszczady. Czasem jest to więc ucieczka od świata, czasem przyjazd właśnie tu.
Z obcymi w kulturze lokalnej jest jak z gatunkami obcymi w ekosystemach, jedne wzbogacają, inne szkodzą i doprowadzają do zaniku miejscowej bioróżnorodności.
Stanisław Czachorowski
Autor jest biologiem, entomologiem i hydrobiologiem, doktorem habilitowanym, profesorem na Wydziale Biologii i Biotechnologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie


Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB

Zobacz również