Czy można leczyć ludzi, każąc im sadzić kwiatki, a później podlewać je i pielić? W Olsztynie pokazano, że można, w dodatku z nauką w tle. Na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie prowadzone są zajęcia z hortiterapii.
Hortiterapia to także propozycja dla ludzi zarobkowo zajmujących się uprawą roślin. Mogą oni udostępniać swoje pola na cele terapii i mieć z tego dodatkowe dochody, a także satysfakcję płynącą ze świadomości, że pomagają chorym i niepełnosprawnym.
Dziesiątka ze szklarni
Na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim, w szklarniach Wydziału Kształtowania Środowiska i Rolnictwa, zajęcia z hortiterapii prowadzi dr inż. Beata Płoszaj-Witkowska. Jak nam powiedziała, grupa nie powinna liczyć więcej niż dziesięć osób – wtedy zajęcia są najbardziej wydajne. Łatwiej też zapanować nad kursantami, szczególnie wtedy, kiedy są to osoby chore na nadpobudliwość psychoruchową, potocznie zwaną ADHD.
W jednym z takich spotkań wzięli udział podopieczni Magdaleny Drozdek ze Stowarzyszenia Europejskiego Centrum Wsparcia Społecznego „Helper”.
Odwiedziliśmy szklarnię UWM podczas tych zajęć. W grupie znalazły się osoby starsze, które cierpiały na lekkie upośledzenie intelektualne.
- Podopieczni nie są wykluczeni, poznają nowych ludzi i zwiedzają ciekawe miejsca. Mają szansę żyć normalnie! – mówi Magdalena Drozdek.
Kotuś, jest pięknie!
Warsztaty odbywają się raz w miesiącu i trwają dwie godziny. Na jednym ze spotkań uczestnicy mieli za zadanie poprzesadzać roślinki – goździki i lwie paszcze – do nowych pudełeczek i pojemników, które mieli potem zabrać ze sobą do domu samopomocy w Marcinkowie, któego są podopiecznymi.
- Mocno się pani zmęczyła? - pytam panią Barbarę, zajętą przesadzaniem sadzonek goździków do pudełeczek po jogurtach.
- Kotuś, nie jest ciężko, ale pięknie! – odrzekła z uśmiechem pani Barbara i szybko powróciła do przerwanego zajęcia. Świetnie sobie zresztą z nim poradziła, podobnie jak inni uczestnicy terapii. Wszyscy pracowali w pocie czoła, z zakasanymi rękawami. Co ciekawe, woleli pracować gołymi rękami niż przyrządami, które im proponowano. Odtrącili aczki, łopatki czy grabki i palcami, delikatnie, zajmowali się roślinkami. Być może podświadomie dążyli do bezpośredniego kontaktu z ziemią.
Karolina Kobak
Autorka jest studentką II roku na kierunku Dziennikarstwo i Komunikacja Społeczna Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez