Czas biegnie szybko, nie potrafimy go cofnąć, ale możemy go zatrzymać we wspomnieniach z dzieciństwa. Moje wspomnienia - osoby w wieku mocno dojrzałym - dotyczą czasów, kiedy nie było komputerów, nawet telewizja „raczkowała”.
I oto przywołuję wspomnienie maja, najpiękniejszego dla mnie miesiąca roku, najbardziej „kwiecistego”. Łąka i leżące na kocu dwie kilkuletnie dziewczynki z warkoczami i kokardami - to ja i moja najbliższa przyjaciółka. Leżałyśmy i patrzyłyśmy w niebo, obserwując przesuwające się chmury. Każda z nas opowiadała, z czym kojarzy się jej chmura. Nasza dziecięca wyobraźnia podsuwała różne zwierzęta, znane z książeczek dla dzieci. Z czasem nauczyłyśmy się z pomocą chmur przewidywać zbliżającą się burzę. Ale po potężnej burzy z radością taplałyśmy się boso w błocie. Lubiłyśmy też obserwować, co działo się na łące wokół nas, a nasze oczy „nagrywały” przyrodniczy film, trwale zapisywany w dziecięcej pamięci. W tamtych czasach nikt nie słyszał o kamerze, aparatach cyfrowych i komórkowych telefonach z funkcją filmowania i fotografowania, wszystko trzeba było zapisywać w głowach.
Bzyg udaje osę
Pamiętam doskonale pochylające się nad naszymi głowami kwiatki białe, żółte, niebieskie i fioletowe... A na kwiatkach buczące trzmiele, bzyczące pszczoły i osy. Bałyśmy się tych owadów, bo wiedziałyśmy, że mogą użądlić. Ładny bzyg prążkowany (Episyrphus balteatus) wyglądający jak osa, też był dla bezpieczeństwa oglądany z pewnej odległości. Dopiero dużo później moja przyrodnicza wiedza się wzbogaciła i dowiedziałam się, że bzyg jest niegroźny. A podobieństwo barwne osy i bzyga nie jest przypadkowe. Oba owady wysyłają sygnał zniechęcający drapieżniki do ich konsumpcji. Bezbronny bzyg naśladując groźną osę, ratuje w ten sposób swoje życie. Genialne, choć proste rozwiązanie natury.
Rosną sobie kwiatki na łące, nad nimi lata motylek
Na łąkowych kwiatach siadały różnobarwne piękne motyle, ale my nie potrzebowałyśmy wiedzieć, jak nazywają się obserwowane rośliny i zwierzęta. Ważne, że się nam podobały. Dzisiaj już wiem, jakie przyrodnicze „obiekty” wówczas podziwiałam i zapamiętałam. Wśród roślin łąkowych był złocień właściwy, mniszek lekarski, kozibród łąkowy, firletka smółka, przetacznik ożankowy, knieć błotna (kaczeniec), niezapominajka polna, a z motyli duże rusałki (rozpiętość skrzydeł około 60 mm) i malutkie błękitne modraszki (rozpiętość skrzydeł 25-35 mm) nazywane lazurkami. Na łąkach na skraju lasów, w sadach i ogrodach bytuje rusałka admirał (Vanessa atalanta), motyl wędrowny, który przylatuje do nas z rejonów Morza Śródziemnego. Posiada na skrzydłach ukośną żółto-czerwoną przepaskę. Wydaje w roku dwa pokolenia i ostatnie z nich odbywa wędrówki na południe Europy. Rusałka kratkowiec (Araschnia levana) należy do motyli, u których występuje barwna dwupostaciowość sezonowa. Wierzch skrzydeł tego motyla na wiosnę jest jaskrawy, ceglasty z czarnym deseniem, zaś w lecie ciemno - brązowy, nawet czarny, z żółtawo-białą przepaską zewnętrzną. I podobnie jak rusałka admirał, kratkowiec składa jaja na pokrzywach. Jest jeszcze jedna rusałka, którą jak dwie poprzednie często widujemy koło naszych domów. To rusałka pawik (Inachis io). Najbardziej charakterystyczną cechą tego gatunku są duże, wielokolorowe (niebiesko-czarne) plamki tzw. „pawie oczka” na końcach przednich i tylnych skrzydeł. Plamki imitują oczy, sugerując napastnikowi, że ma do czynienia z dużym i niebezpiecznym zwierzęciem.
Pięknym motylkiem, którego podglądałyśmy, był modraszek ikar. Samce mają górną powierzchnię skrzydeł intensywnie błękitną o fioletowym odcieniu, z ciemnym brzegiem i jasnymi strzępinami. Bodaj najpiękniejszym z tych najlepiej zapamiętanych, pozostał czerwończyk dukacik (Lycaena virgaureae), bo po rozłożeniu skrzydełek przypominał kokardkę, jaką miałyśmy we włosach. Kolor skrzydeł motylka kontrastował z otoczeniem i rzucał się w oczy. Wierzch skrzydeł samców tego gatunku jest czerwono-pomarańczowy i metalicznie połyskuje, a brzeg skrzydeł otoczony jest czarną obwódką. U większości rusałek i modraszków występuje dymorfizm płciowy, przejawiający się w różnicach barw ciała między samcem i samicą. A różnice te bywają tak duże, że łatwo pomylić gatunki motyli. Bawiła nas firletka smółka (Lychnis viscaria), obsypana różowo-karminowymi kwiatami, do których kleiły się nasze ręce, bowiem pędy tej firletki pokryte są lepką wydzieliną.
Kaczeńce i żabie oczka
Chodziłyśmy też na pobliską podmokłą łąkę, bo tam nad rowem z płynącym bystro strumykiem, rosły przepiękne żółte kaczeńce (Caltha palustris). Rwałyśmy je zachłannie, ale wkrótce zaniechałyśmy zrywania, bo roślinki szybko więdły. Nawet gdy doniosłyśmy je do domu i szybko wstawiłyśmy do wazonika, to i tak na drugi dzień płatki kwiatów odpadały. Dłużej utrzymywały się niebieskie niezapominajki (Myosotis arvensis), kwiaty z bajki, kwiaty z wiersza Marii Konopnickiej, które patrzą rybim oczkiem i szepczą skromnie - nie zapomnij o mnie. Jakże można było zapomnieć o tak ślicznych błękitnych kwiatkach?
Śliczne były też niebieskie „żabie oczka”- przetacznik ożankowy (Veronica chamaedrys). Roślina ta, jak wiele innych otwiera kwiatki z rana, jakby kłaniała się wschodzącemu słońcu. Jest to fotonastia, ruchowa reakcja rośliny na zmianę intensywności oświetlenia. Przejawia się w otwieraniu kwiatów rano w słoneczny dzień i zamykaniu wieczorem, gdy zachodzi słońce. I dziecięcy smutek, gdy łąka została skoszona, a nasze kwiatki leżały pokotem. Pocieszeniem był wonny zapach skoszonej trawy, a potem schnącego siana. Teraz wiem, że ów zapach pochodzi od pospolitej na łąkach tomki wonnej (Anthoxanthum odoratum), zawierającej przyjemnie pachnącą kumarynę. Na skoszonej łące pojawiały się bociany (Ciconia ciconia), dostojnie brodzące na swoich szczudłowatych, czerwonych nogach. Zastanawiałyśmy się, ile żabek uda się każdemu z nich złowić i zjeść. Wiele lat później dowiedziałam się, że wbrew obiegowym opiniom bocian wcale nie jest zaciętym eksterminatorem żab. Jego dieta złożona jest też z kretów, norników, myszy, ryb, gadów, mięczaków, chrząszczy oraz dżdżownic.
Dziecięcy zachwyt pozostał
Dziecięce zachwyty nad pięknem otaczającej nas przyrody wpłynęły na nasze późniejsze życie. Miejsce naszego zamieszkania - na obrzeżu dużego miasta w rolniczym krajobrazie - umożliwiało bezpośredni kontakt z przyrodą, jej kolorami i zapachami. Koleżanka z łąkowego koca została geografem, a ja biologiem. Ukończyłyśmy nawet tę samą uczelnię. Wypady na łąki rozwinęły naszą spostrzegawczość, wrażliwość na piękno przyrody, nauczyły uważnej obserwacji i utrwaliły w nas dziecięcą ciekawość. Z tamtych szczenięcych lat pozostała we mnie przemożna chęć podglądania przyrody i fotografowania, obecnie ułatwionego, bo mając aparat cyfrowy, nie trzeba się martwić, że zabraknie miejsca na kliszy i pieniędzy na następną.
Jestem do dziś zakochana w roślinach z tamtej dziecięcej łąki. Roślinach wytwarzających piękne kwiatostany koszyczkowe (takie jak u stokrotek). Lubię je fotografować i nadal robię z nich sezonowe bukiety. W maju zawsze przynoszę do wazonu złocienie właściwe (Leucanthemum vulgare) i stawiam w zasięgu wzroku. Typowy kwiatowy koszyczek sprawia wrażenie kwiatu pojedynczego. Kwiaty w koszyczku wyrastają z wspólnego zielonawego osadnika. Najczęściej środek koszyczka zajmują płodne żółte kwiaty rurkowe, zaś na jego brzegu znajdują się płone różnokolorowe kwiaty języczkowe, stanowiące jedynie powabnię dla owadów. Z właściwych płodnych kwiatków rurkowych powstają owocki, rozsiewane przez wiatr dzięki kielichowi przekształconemu w biały puch. Ten puch widać w owocach kozibroda łąkowego (Tragopogon pratensis) i mniszka lekarskiego (Taraxacum officinale) nazywanych pospolicie dmuchawcami. Niektóre gatunki roślin mogą mieć koszyczki złożone tylko z kwiatów rurkowych lub tylko z kwiatów języczkowych.
Gdy przeprowadziłam się z południa Polski na Mazury, moją uwagę od razu zwróciły rośliny podobne do złocieni właściwych. Miały całe żółte koszyczki i nie zakwitały wiosną lecz późnym latem. Nie widziałam dotąd takiej rośliny. Męczyła mnie ta niewiedza do momentu, aż znalazłam odpowiedź. Jest to rumian żółty (Anthemis tinctoria) rzadki na południu kraju, a pospolity na północy, dlatego nie mogłam go znać. Wiosna z dzieciństwa pozostała moją ulubioną porą roku, którą podziwiam niezmiennie od wielu lat. W maju, jak w żadnym innym miesiącu, natura prezentuje stworzoną przez siebie bioróżnorodność, widoczną w wielu gatunkach roślin i zwierząt, w feerii barw, kształtów i zapachów. A i tak ciągle odkrywam w niej coś nowego i pięknego. Przebywanie na łonie natury działa na człowieka relaksująco i pozytywnie nastraja do życia. Dlatego opłaca się życie blisko natury. Bezpośredniego kontaktu z przyrodą nic nie zastąpi, nawet najpiękniejsze przyrodnicze filmy.
Maria Olszowska
Autorka jest emerytowaną nauczycielką biologii. Pochodzi z Krakowa, od trzydziestu lat mieszka w Mrągowie. Wciąż odkrywa piękno Mazur i chciałaby zachęcić innych do poznawania cudów tej krainy
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
dart #1925885 | 178.43.*.* 5 lut 2016 17:54
Moje wspomnienia z dzieciństwa to złociste lany zbóż, a wśród nich chabry i delikatne bordowe mąki... Nietypowe jak na mieszczucha.
Ocena komentarza: warty uwagi (1) ! odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)